sobota, 16 kwietnia 2011

Słońce, szkarnia i pomidory

Pamiętam z dzieciństwa wakacje u dziadków i moje przesiadywanie w szklarni. Smak i zapach pomidorów jedzonych prosto z krzaka, otumaniające skórę ciepło, które w pierwszym odruchu zabiera z gorąca oddech. Pamiętam dźwięk uderzających o ścianki motylich skrzydeł. I pająków, których od dziecka bardzo się boje, a ich zawsze w pierwszej kolejności wypatrywałam między krzakami. Pamiętam latające leniwie muchy wokól lampy i tą atmosferę sennego wakacyjnego popołudnia, które niespiesznie staje się ciepłą letnią nocą, buczącą ćmami i komarami.

Wtedy to było takie zwyczajne, a dzisiaj myślę, jak bardzo odległe są te wspomnienia. Dzisiaj pomidory i popoludnia są zupełnie inne, a szklarni już przecież nie ma.

4 komentarze:

  1. Pamiętam wilgotną ścieżkę wśród krzewów porzeczek czarnych, białych, czerwonych idącą prosto do małego lasku brzozowego za którym wił sie strumyk... Odwiedziłam to miejsce po 40 latach...ściezka nadal wilgotna ziemią tłustą i żyzną ale strumyk to rów melioracyjny a brzozy to topole...

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomidory, ja pewnie wszystko, z Chin dziś jemy...

    Może na jakimś małym bazarku, od starej bubuszki jakiś pomidor bym wciągnął...

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  3. Słuchajcie, przecież możemy to jeszcze zmienić, czyż nie?! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Też pamiętam smak takich pomidorków - prosto z krzaka;-) Ech... czuć było w nich pełnię słońca;-)

    OdpowiedzUsuń