poniedziałek, 5 września 2011

Chyba nie jestem stworzona do życia w społecznie przyjętych ramach. W różnych sytuacjach życiowych, które w moim odczuciu potwierdzają tylko moją skłonność do komplikowania wszystkiego, powtarzam, że ze mną nie może być za łatwo. Ale z drugiej strony chyba inaczej nie umiałabym żyć.
Ja żona. Ja matka. Chyba nie...
Trochę dziwnie wyrasta się z oczekiwań w stosunku do siebie, które od zawsze wydawały się takie pewne z założenia. Trzeba się na nowo zdefiniować. Być może z tej przemiany bierze się ta irytująca potrzeba szukania odpowiedzi na miliardy pytań. Wciąż zadaję je sobie, słucham, co mówią inni, bo może w tym znajdę coś dla siebie. I ciągle się dziwię dochodząc do wniosku, że nie muszę teraz chcieć ślubu, nie muszę chcieć powić dziecięcia jednego, drugiego i umieścić jego nierozgarniętej jeszcze buźki na fejsbuku licząc na dużo lajków innych świeżo upieczonych mam.
Czy to tak się godzić mając trzydziestkę na karku mieć nieprzespane noce i to nie z powodu kolki pierworodnego, ale innych, mniej wzniosłych powodów? Podobno dla kobiety życie zaczyna się właśnie po 30stce. Oby, bo ja coraz bardziej lubię wracać nad ranem do domu.

Kilka latstiudiów psychologii pozwoliły mi uświadomić sobie konsekwencje różnych wydarzeń, byłych i niebyłych, w moim życiu. Wiem, dlaczego noszę gruby pancerz ochronny, który ma dawać mi schronienie i  tak samo jak broni mnie przed złem, tak samo broni dostępu do mnie. Wiem, dlaczego uwielbiam euforyczne stany zadowolenia i ciągle dążę do bycia pijaną szczęściem. Dawkuję sobie doznania prawie dożylnie multiplikując endorfiny, a gdy tylko przestaję, zaczynają wdzierać się demony smutku i wszechogarniającej beznadziei. Nie cierpię tych momentów. Przeczekuję je zazwyczaj w dresie z kieliszkiem wina w ręce. Albo dwoma. 
Budując teraz tak intensywnie siebie w pewien sposób kolejny raz od nowa, pewnie i tak niebawem wszystko raz jeszcze rozwalę szukając zapgrejdowanej wersji życia i szczęścia.
Nie wiem jak to byłoby iść przez życie prosto, raz obraną drogą. Nudno? Możliwe. Tak mi się teraz wydaje. Ale może też bezpieczniej?

Nie umiem tak. A im jestem starsza tym mniej interesują mnie kompromisy i uśmiechanie się dla pozorów. Podoba mi się ta niestałość. Dziś jest dziś, a jutro... zobaczymy. Może tu, może gdzieś indziej? Lubię pakować się w pośpiechu w moją torbę w kolorowe grochy i uciekać na kilka dni, zapominać się w tym chwilowym szczęściu i udawać od czasu do czasu, że jutra nie ma. Lubię moją pustą lodówkę i ser żółty kupowany na platerki, tylko dla mnie. Mam swoją stałą listę zakupów: pół bochenka z suszonymi pomidorami w pobliskiej piekarni, mozzarella, pomidor, 6 jajek na śniadanie, bądź gdyby mi się zachciało jeść w środku nocy, paczka parówek dla psiaków z ryżem i marchewką gotowana. Czerwone wytrawne wino, koniecznie chilijskie bądź argentyńskie.

Prawdziwe szczęście jest tylko jedno w danej chwili, a udawanie kogoś sprawdza się tylko w teatrze. To jednak wysoka cena za potencjalnie zmarnowane życie. Bo może za kilka lat stwierdzę, że gdzieś w którymś momencie jeden fakap niefortunnie zmienił wszystko na zawsze. Nie chciałabym kiedyś tam za kilka lat spojrzeć za siebie z poczuciem, że nie umiałam żyć... 

Gdybym miała przeżyć moje życie raz jeszcze, albo cofnąć się i zmienić coś kiedyś, chyba i tak wszystko zrobiłabym tak samo. Może nie wyszłabym tak wcześnie za mąż, a w czasie rozwodu bardziej utarła gnojkowi nosa. Ale czy to by cokolwiek zmieniło? Dotarłam aż tutaj. I chyba lepiej trafić nie mogłam.

Dzisiaj śniło mi się, że zwiedzałam przepiękny budynek. Barokowy styl, wysoki, strzelisty dach, ogromne okna, dookoła monumentalna amifilada schodów i balkonów. Wszystko tak wysoko, że biało pomarańczowe chmury wdzierały sie do środka budowli. Stałam na najwyższym poziomie w intensywnym blasku zachodzącego słońca i odrywałam z chmury jej małe kawałki. Jak watę cukrową.
To był bardzo przyjemny sen. Jeszcze rano w dłoniach czułam miękkość chmur.







9 komentarzy:

  1. Chyba tylko wędrując i szukając powera, jaki daje szczęście- żyjemy. Bo nie da się być na szczycie stojąc w miejscu.
    Zatrzymanie się i tkwienie w miejscu, to tak trochę jak egzystowanie, trwanie a nie życie naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio napisałam u siebie na blogu, że zazdroszczę singlom. I w pewnym sensie jest to najczystsza prawda. Bo nawet jeśli singiel boi się (niektórzy mówią, że singiel to czysty strach), czy nie zmarnował sobie życia, to nie-singiel zamartwia się, czy nie zmarnował go kilku osobom... Jedno jest pewne, mając do ogarnięcia ze dwa małoletnie żywoty, nie ma się czasu na takie dylematy. To też sposób na rozterki życiowe. Zamordować się tyloma zadaniami i życiowymi rolami, żeby na niepotrzebne rozmyślania nie starczyło już czasu.
    Zawsze, ilekroć do Ciebie wpadam, mam wiele do powiedzenia, ale ostatecznie rezygnuję, bo właściwie mówisz wyczerpująco i do dna na poruszany przez siebie temat. I zawsze interesująco.:)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżeli tak czujesz i wolisz żyć w ten sposób, to jest Twój wybór. Ja swoją przyszłość widzę raczej dzieloną z Kimś, niż przeżytą samotnie.
    Nigdy nie miała snu o urywaniu chmur. To musi być cudowne uczucie. Wiele razy miewam sny o lataniu, ale zazwyczaj uniosę się najwyżej parę metrów nad ziemię i spadam z powrotem. Wkurzające.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja we śnie chodziłam po chmurach , były chłodne i mięciutkie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niedawno zadałem sobie pytanie czy gdybym miał jeszcze raz dokonywać wyborów życiowych to co bym uczynił, na co bym się decydował.
    Właściwie to nie da się powtórzyć tej samej ścieżki, bo już jakakolwiek zmiana "po drodze" z pewnością zawiodła by mnie gdzie indziej, z kimś innym. Nawet nie jest pewne czy jeszcze bym żył, bo przecież jeżdżąc innymi drogami całkiem inne niebezpieczeństwa by na mnie czyhały

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie robię już żadnych list. Wszystko jest do dupy. Moja lista na dzisiaj: leżenie w łóżku, czekanie na eskę od niego, która nie przyjdzie, szukanie pracy, czekanie na odpowiedzi na wysłane CVki, które nie przyjdą.

    OdpowiedzUsuń
  7. trudno uwierzyć,że kobieta po 30stce (?) pisze,że życie swoje przeżyłaby tak samo z mały wyjątkiem jak wczesny ślub i w konsekwencji rozwód.Taka lekkość i nie użalanie się nad tym,że podziwiam,bo ja przeżywałabym to całe swoje życie,jak mantrę jakąś.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeszcze przez chwilę kobieta przed 30tką ;)
    Ale dla kobiety podobno dopiero 'po' wszystko się zaczyna ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Cała sztuka w tym, żeby żyć w zgodzie z samym sobą. Z chłopakiem, żoną, w pojedynkę, z dziećmi - nieważne. Ważne żeby wiedzieć czego się chce i to realizować. Niektórzy z nas dowiadują się czego chcą później niż inni. Inni nie dowiadują się nigdy. Jedni i drudzy mają jednak prawo do szczęścia. Jeśli dziś jest Ci dobrze z tym jak jest - nie musisz się nikomu z tego tłumaczyć. Nawet sobie samej. I nie ma co się bać przyszłości. Wszyscy dojdziemy dokładnie tam dokąd zmierzamy.

    OdpowiedzUsuń