środa, 11 stycznia 2012

Dwie paczki cienkich papierosów.

Gdybym miała wyrazić swój aktualny stan emocjonalno-duchowy, to oscylowałby on gdzieś pomiędzy końcem pierwszej paczki, a początkiem drugiej. Jest godzina 22:46. Przede mną dwa laptopy i kilka godzin rzeźbienia prezentacji na jutrzejsze spotkania. Mija kolejny dzień. Nie mam czasu zjeść. Nie wiem, jak się nazywam i nie wiem, co robiłam godzinę temu. To milion spraw temu. Nie pamiętam.     

A miało być tak, że praca to narzędzie, nie cel. A to, co robię, miało cieszyć. W przeciwnym razie miało podlegać zmianom. Bo przecież tak ważne jest mieć spokojny wieczór, wreszcie chwilę dla siebie. 

Ostatnia prosta korporacyjnego emo szczura przed przemianą w korpo zombie. A wczesny zawał będzie jak wybawienie. Awaria outlooka to już za mało.  

I siedzę tak zmuszając do życia sztywny od rezygnacji mózg. 
Myśli mam ciężkie jak kamienie.
Patrzę na śpiące obok psy i marzę, żeby być psem. 
Gdyby życie miało pauzę, to właśnie dzisiaj wcisnęłabym ją. Wcisnęłabym ją i pożyła wreszcie.
Bo jeśli mam nie spać w nocy to tylko od nadmiaru seksu, albo z powodu książki, którą czytam dopóki w trakcie nie zasnę, albo bo mam taką ochotę. Ale błagam, nie z powodu power pointa!!!

No i nie palę.



3 komentarze:

  1. Cóż, najlepiej byłoby, gdyby praca była celem, nie mordęgą, ale... Bywa.
    Mam nadzieję, że finalnie ogarnęłaś.
    Króliczek, mimo tej fajkowej chmurki, słodki.

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, system nas wykańcza... papierosy może ciut szybciej

    OdpowiedzUsuń